Ceny ropy naftowej gwałtownie rosną, a perspektywy są niepokojące. Po amerykańskich atakach na irańskie zakłady wzbogacania uranu rynki zareagowały błyskawicznie — ropa Brent zdrożała nawet o 5,7%, osiągając poziom ponad 81 dolarów za baryłkę. Nie odnotowano co prawda fizycznych zakłóceń w transporcie surowca, jednak widmo konfliktu w regionie Zatoki Perskiej, a szczególnie wokół cieśniny Ormuz, ponownie rozpaliło obawy o bezpieczeństwo globalnych dostaw energii.

Od bombardowania do baryłki

W nocy z soboty na niedzielę amerykańskie lotnictwo przeprowadziło ataki na trzy irańskie obiekty nuklearne: Fordo, Natanz i Isfahan. Pentagon ogłosił sukces operacji, uznając, że irański program atomowy został „skutecznie zneutralizowany”. Iran natomiast nie zamierza pozostawić tych działań bez odpowiedzi — prezydent Masud Pezeszkian zapowiedział odwet, a szef MSZ, Abbas Araghchi, zaznaczył, że Teheran „zachowuje pełną wolność działania wobec USA”.

To wszystko dzieje się w regionie, który transportuje jedną trzecią światowej produkcji ropy — przez strategiczną cieśninę Ormuz. Nawet jeśli fizycznie nic jeszcze nie zostało zablokowane, inwestorzy już grają pod możliwy scenariusz eskalacji. Ceny reagują emocjonalnie, a rynki paliw w Europie — w tym w Polsce — nie pozostaną obojętne.

Nie musisz być na wojnie, żeby odczuć jej skutki

Wojna naftowa nie zawsze oznacza zniszczenia instalacji i zablokowane tankowce. Współczesny świat reaguje na sygnały — zwłaszcza te z Bliskiego Wschodu. Nawet jeśli cieśnina Ormuz nie zostanie zamknięta, samo ryzyko, że mogłoby do tego dojść, wystarczy, by uruchomić mechanizmy spekulacyjne. Inwestorzy podbijają ceny, rafinerie zabezpieczają dostawy, a sieci paliwowe podnoszą stawki.

W praktyce oznacza to jedno: droższą benzynę. W Polsce już teraz obserwujemy ruchy na hurtowym rynku paliw. Jeśli konflikt będzie eskalować — a zapowiedzi Iranu na to wskazują — ceny na stacjach mogą wzrosnąć o 20–30 groszy na litrze jeszcze przed wakacjami.

Globalny rynek, lokalny portfel

Obecna sytuacja przypomina, jak bardzo jesteśmy częścią globalnej układanki. Choć Polska nie importuje ropy z Iranu, choć nie mamy tankowców na Morzu Arabskim, i tak zapłacimy więcej — nie za broń, nie za decyzje polityczne, ale za nieprzewidywalność. Rynek ropy jest dziś nie tylko rynkiem surowców, ale rynkiem emocji, przewidywań i gry nerwów.

I tu pojawia się pytanie: czy państwa Zachodu są gotowe nie tylko do prowadzenia operacji militarnych, ale również do odpowiedzialnego zarządzania ich skutkami ekonomicznymi? Bo z punktu widzenia zwykłego konsumenta, który tankuje samochód, różnica między 6,80 a 7,10 zł za litr benzyny nie ma geopolitycznego charakteru. Ma charakter bardzo realny — codzienny i odczuwalny.

Co dalej?

Rynki pozostają w stanie napięcia. Eksperci oceniają, że pierwsze realne działania odwetowe Iranu mogą nastąpić w najbliższych dniach lub tygodniach. Groźba ataków na infrastrukturę energetyczną w Iraku, Syrii, a nawet w Zatoce Perskiej, może całkowicie zaburzyć równowagę na rynku ropy.

Dla Polski oznacza to konieczność chłodnej głowy i ostrożnej polityki paliwowej. Rząd i spółki Skarbu Państwa powinny myśleć nie tylko o zapasach, ale także o mechanizmach łagodzenia ewentualnych wzrostów cen dla obywateli.

Bo tym razem kryzys przychodzi nie przez okno, ale przez dystrybutor.

Share.
Exit mobile version