Drożyzna, inflacja, podwyżka, wzrost cen, a na koniec bieda to najczęściej używane słowa przez przeciętnego Kowalskiego w 2021 roku. Są zdecydowanie częściej słyszalne niż pandemia, bo do niej już się przyzwyczailiśmy, a do nowych, wyższych cen musimy przywyknąć, bo nic nie wskazuje na to, że się zmienią i wrócą do stanu z 2020 roku.
Podrożało praktycznie wszystko; żywność, chemia, benzyna, usługi, lekarstwa, materiały budowlane. Jeśli to przeanalizujemy, to nie ma produktu, który byłby w starej cenie. W latach 70/80 ubiegłego wieku gdy podrożał chleb, ludzie wyszli na ulicę, domagając się zmiany władzy i przywrócenia starej ceny pieczywa. Obecnie „przełykamy” kolejną podwyżkę i zastanawiamy się z czego możemy zrezygnować, żeby starczyło na opłacenie kredytu, czynszu i bieżących potrzeb. Z czego zrezygnować? to pytanie przeciętnego Polaka, które zadają sobie coraz częściej osoby, które jeszcze „wczoraj” kupowały kawę w kawiarniach, ludzie, którzy muszą codziennie iść do pracy i pracować coraz dłużej a w ich kieszeniach nie przybywa im gotówki.
Dane na temat wysokości średniego wynagrodzenia w Polsce są regularnie (co miesiąc) publikowane przez Główny Urząd Statystyczny. Najnowsze dane w tym zakresie pochodzą z 17 grudnia 2021 roku.
Według badań średnia krajowa w sektorze przedsiębiorstw wyniosła w listopadzie 2021 roku 6022 zł brutto, co daje 4335 zł netto (czyli na rękę) przy zatrudnieniu na umowę o pracę.
Ten sam GUS opublikowała ostatnio dane jaki procent Polaków „żyje” wg średniej krajowej. Okazało się że ok 70% z nas zarabia poniżej średniej lub średnią pensję krajową.
Dane publikowane przez Eurostat różnią się od wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego , według którego inflacja w grudniu wyniosła 8,6 proc. w skali roku, najwięcej od 2000 r. Wynika to z innej metodologii, jednak dane Eurostatu mają tę zaletę, że są porównywalne między krajami.
Ludzie młodzi, mają jeszcze szanse dorobić (oczywiście kosztem czasu poświęconego rodzinie), a co z tymi starszymi.
Naszym rodzicom, dziadkom, staramy się pomagać, bo przecież ich głodowe emerytury czy renty nie starczają na czynsz i jedzenie, nie wspominając o lekarstwach. I tu mierzymy się z problemem społeczno-ekonomicznym, bo ludzie starsi nie bardzo mają już z czego zrezygnować, aby zaoszczędzić dodatkowe pieniądze biorąc pod uwagę aktualne ceny.
Przez ostatnią dekadę bardzo mocno podrożały: chleb, cytryny, kiełbasa, jajka czy marchew. Liderami są za to ceny ziemniaków, herbaty czy cebuli. Te drożały nawet 2-3 razy szybciej niż w zeszłym roku. Cena cukru skoczyła o 19,4 proc.
W ciągu roku ceny mięsa, masła skoczyły nawet o 20 proc. i na tym nie koniec.
Kostka masła kosztuje średnio 6,58 zł, w rok podrożała o 1 zł, a od 2015 r. o 65 proc. (kosztowała 3,98 zł). O ponad połowę podrożał od 2015 olej rzepakowy (+55 proc.), ziemniaki (+54 proc.), a ceny kiełbasy wędzonej wzrosły o 44,6 proc.
Dwucyfrowe wzrosty dotyczyły także cen mebli, a lekarze specjaliści, swoje usługi sprzedają dziś prawie dwukrotnie drożej.
Choć żywność bywa nawet o jedną piątą droższa niż przed rokiem, eksperci zapowiadają kolejne podwyżki, mimo planu czasowej obniżki VAT z 5 proc. do zera. – Szacują, że w IV kwartale 2022 r. ceny żywności będą wyższe o 4,5 proc. rok do roku.
Analitycy spodziewają się co prawda, osłabienia wzrostu cen żywności od lutego 2022 r. dzięki obniżce VAT, ale tylko przez chwilę. – Po wygaśnięciu rządowej tarczy „antyinflacyjnej” dynamika się zwiększy – przewidują.
Przyczyn drożyzny trzeba też szukać poza rynkiem surowców rolnych – ceny winduje wzrost kosztów w firmach, w tym skok cen paliw w transporcie i energetyce. W listopadzie średnie ceny ropy Brent były wyższe niemal o 90 proc. rok do roku, gaz surowy w Europie podrożał sześciokrotnie. W sumie paliwa do prywatnych środków transportu podrożały o 33,9 proc. Kolejne miejsca zajęły: drób, wywóz śmieci, opał, gaz i tłuszcze roślinne – podrożały o ponad 15 proc. Droższy jest też węgiel, rosną ceny uprawnień do emisji CO2. A także koszty pracy. To przekłada się na wyższe koszty w gospodarce, w tym w przemyśle spożywczym.
Inflacja dotyczy również cen mieszkań.
Co do pozostałych miast: w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Bydgoszczy i Rzeszowie nowe lokale podrożały o 4 procent.
Z danych GUS wynika również, że w III kwartale 2021 r. ceny lokali mieszkalnych były o 49,3 proc. wyższe w porównaniu ze średnią ceną dla 2015 r. (w tym na rynku pierwotnym – o 37,2 proc., a na rynku wtórnym – o 59,9 proc.).
Tak gwałtowny wzrost cen powoduje, że gospodarstwa domowe muszą pożyczać coraz większe kwoty, aby nadążyć za wysokimi cenami nieruchomości. Z tego powodu rośnie także liczba niespłaconych kredytów hipotecznych.
Jaki z tego wniosek? W najbliższej przyszłości nie spodziewajmy się spadków cen, bo są powody do tego, by było drożej. Zauważmy, że inflacja cen żywności należy do najbardziej stresogennych, bo dotyka najbiedniejszych. Tłumaczy się ją wyższymi kosztami energii, ale też pracy, czy napiętą sytuacją wokół Ukrainy. Coraz więcej osób mówi, że wojna jest możliwa, co wpłynie na dostępność energii, taniej żywości i ograniczenie mobilności pracowników. Jednak należy pamiętać, że żadna sytuacja nie może trwać wiecznie i nie należy tracić nadziei, że jeszcze kiedyś nasze zarobki będą adekwatne do cen. Natomiast jeśli szukacie ciekawych metod na zaoszczędzenie pieniędzy, to zapraszamy Was do zapoznania się z naszym artykułem, w którym zdradzamy sposoby na przeżycie za 2.000 tysiące złotych miesięcznie. <tu możesz dać link>
Źródło:
Red. Karolina Motylewska